Skandaliczne zachowanie rumuńskich kibiców towarzyszyło spotkaniu w Bukareszcie. Biało-czerwoni pokonali zespół gospodarzy 3:0, ale w pewnym momencie spotkania kibice drżeli o zdrowie Roberta Lewandowskiego. Obok polskiego napastnika wybuchła petarda, którą w pole karne rzucił jeden z kibiców. – Stałem blisko, dźwięk tej petardy był taki, że aż mnie zamroczyło – przyznał „Lewy“. Na szczęście naszemu zawodnikowi nic poważnego się nie stało.
Do niebezpiecznej sytuacji doszło w 54. minucie gry. Wtedy tuż przed wykonaniem rzutu rożnego przez piłkarzy Rumunii z trybun w pole karne Polaków powędrowała petarda. Wylądowała obok Lewandowskiego, po chwili wybuchła, a snajper Bayernu Monachium padł na murawę. Po interwencji sztabu medycznego okazało się, że wszystko jest w porządku, a „Lewy“ został ogłuszony.
Po kilku minutach przerwy mecz został wznowiony, a były gracz między innymi Lecha Poznań wrócił do gry. Co więcej, zagrał na nosie gospodarzom, strzelając dwie bramki. – Cieszymy się nie tylko ze zwycięstwa, ale i ze stylu gry. Może w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy mieliśmy trochę problemów, pogubiliśmy się, ale udało się wrócić do gry – powiedział na antenie Polsatu Sport Lewandowski.
– W piłce nożnej bardzo ważna jest powtarzalność. Cieszymy się z tego, że kończymy eliminacje na pozycji lidera, ale zdajemy sobie sprawę z tego, że w kolejnych spotkaniach inne drużyny będą jeszcze bardziej zdeterminowane, by nas pokonać – dodał.
Lewandowski odniósł się także do niebezpiecznej sytuacji z 54. minuty. – Stałem blisko, dźwięk tej petardy był taki, że aż mnie zamroczyło. Praktycznie nic nie słyszałem. Na szczęście wszystko jest w porządku – zapewnił Polak.
* Fotografia pochodzi ze strony polishsoccerblog.com.
MM